Tak bardzo chciałam wrócić do prowadzenia bloga, ale coś mi nie poszło....
Po kilku miesiącach od zapowiadanego powrotu wymyśliłam co jest powodem tego niewypału...
zaległości....
Niby nic takiego, ale ciężko ruszyć dalej.
Nie chcę jednak zostawiać w komputerze tego, czego nie pokazałam, więc dzisiaj kolejny post zdjęciowy.
Tym razem o charakterze mocno dziecięcym... tak pomiędzy dniem matki, dniem dziecka i dniem ojca :)
Na początek mój mały pomocnik... bez niego nie było szycia ;)
No to zaczynamy...
Były Olafy, nie było Elzy... oto ona :)
ach zapomniałabym.... zdjęcia robione tylko komórką... większość stracona przy awarii komputera więc nie miałam z czego wybierać....
no i jeszcze te rozjazdy w zdjęciach... coś mi się przestawia, ucieka...
proszę o wybaczenie :)
poprawię się :)
no i jeszcze te rozjazdy w zdjęciach... coś mi się przestawia, ucieka...
proszę o wybaczenie :)
poprawię się :)
Kiedy dzieci wyjeżdżają bez rodziców potrzebują przytulanek... moje wybrały o takie:
potem było ich duuuużo i w coraz ładniejszym wydaniu ;)
A potem były konie... całe stado :) i to, z czego jestem bardzo dumna.... wykrój na konie narysowałam sama... są całkowicie moje :)
tu w towarzystwie lodowego "złego ptaka"
ten był mustangiem...
a te niżej to "bliźniaki"
a ten był pierwszy.... w towarzystwie żółtego kolegi :)
a potem był duży czerwony pies :)
i "Przytulaki" dla pewnych bliźniaczek :)
i długouchy pilot Mim Mim
i sympatyczny Niedźwiedź ze swoją małą koleżanką :)
i jeszcze kosmiczny szalony ptak :)
No z bajek to tyle....
Ale to nie koniec przytulanek.... dla każdego coś się znajdzie :)
Dla mojego Franka była koparka... bo do pewnego czasu był miłośnikiem sprzętów budowlanych... (teraz woli rakiety i wozy strażackie)

A jeszcze przed wozami strażackimi były pociągi... no to proszę... taki uszyty w 20 minut, aby Franek pozwolił mi szyć inne rzeczy ;)

A potem był miś... pierwszy w mojej "karierze szyciowej" z ruchomymi
rączkami i nóżkami, w dresowej bluzeczce i dżinsowych ogrodniczkach :)


I jeszcze sowa... z ciałkiem z minky i dłuuugimi nogami :)
A na koniec dziecięcych przytulanek.... krowa... która musiała mieć wszystko ;)
Dzieci już się pobawiły to jeszcze jedna maskotka dla pewnego dorosłego.... coś czego nigdy nie szyłam.... czego wzoru w necie nie można znaleźć..... ale jak jest prośba, to trzeba ją spełnić... może kiedyś zobaczę ją w jakimś filmiku....
oto.... Langusta (na palmie ;))

z dredowymi, filcowanymi wąsami...
A już na koniec szyciaki do zabawy...
kostka edukacyjna :)
dwudziestościan foremny z grzechotką :)

kwiatek z pozytywka i wyszytym imieniem i resztą danych urodzeniowych
i już totalnie na koniec.... książeczka dla wielbicielki metek :)
Uffff....
może teraz uda mi się ruszyć dalej z moim blogiem :)
dziękuję tym, którzy przebrnęli przez zdjęcia
i tym, którzy tu jeszcze zaglądają :)
pozdrawiam
Mruwka
Ależ się naszyłaś! Największe wrażenie zrobiły na mnie koniki i dwudziestościan. Pamiętam jak robiłam dwudziestościan z papieru (cały był upaćkany z kleju, podobnie zresztą jak ja).
OdpowiedzUsuńPrzy szyciu dwudziestościanu przydały się właśnie lekcje matematyki z podstawówki :)
UsuńO matko rewelacja :) uszyłaś tyle wspaniałości zazdraszczam talentu :) i dziel się tym co robisz bo z przyjemnością się je ogląda :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :) może teraz uda mi się być na bieżąco ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzalona!
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba zaszaleć ;)
UsuńSzalona!
OdpowiedzUsuńAż tak bardzo to widać? ;)
UsuńZmordowałam się samym oglądaniem,a co dopiero jakbym muała to uszyć!:)
OdpowiedzUsuńCzy byłaby Pani tak miła i podzieliła się wykrojem królika mim mim ? Musze uszyć dla córki. ..
OdpowiedzUsuń